źródło: TU
Kochani, kolejny świetny tekst, pełen ironii i humoru, dedykowany wszystkim "wykwalifikowanym asystentkom". Zapraszam! :)
"z życia absolwenta historie prawdziwe. Podobno, istnieje przekonanie, że "fakty autentyczne" sprawdzają się i sprzedają najlepiej. Czasem warto opowiedzieć coś, żeby nie żyć z przekonaniem, że jest się najgorszym na świecie. Jednym jest lepiej żeby innym było gorzej, czy odwrotnie?
Zapraszam na przejażdżkę po krainie absurdu i komedii."
Morda
Pamiętasz, jak byłeś absolwentem?
Mieć głowę pełną pomysłów, serce otwarte na nowe i cudownie inspirujące
zdarzenia? A pamiętasz, było wtedy jakoś łatwiej, przyjemniej. Nikt nie zadawał
zbędnych pytań, pokazywało się dyplom, a potencjalny pracodawca kiwał głową to
w jedną, to w drugą stronę
i stwierdzał, że przecież papier to jednak papier i zatrudnić warto człowieka. Pamiętasz jeszcze, że ludzie byli mili, wspierali, uczyli, dzielili się doświadczeniem, bo przecież, Ty, brzydkie kaczątko, która nie zna rynku pracy dopiero co rozkwita i wdraża się we wszystkie regulaminy i zasady...
i stwierdzał, że przecież papier to jednak papier i zatrudnić warto człowieka. Pamiętasz jeszcze, że ludzie byli mili, wspierali, uczyli, dzielili się doświadczeniem, bo przecież, Ty, brzydkie kaczątko, która nie zna rynku pracy dopiero co rozkwita i wdraża się we wszystkie regulaminy i zasady...
Pamiętasz? No to zapomnij!
Nastały nowe zasady, nowe działania, a papier to można wykorzystać ale nie do
chwalenia się na rozmowie kwalifikacyjnej. Można go sobie, na przykład
oczywiście, zgiąć w mały kwadracik i podeprzeć nim chwiejące się biurko. To samo biurko przy
którym aktualnie tracisz życie na tworzenie kretyńskich tekstów reklamowych. Niby
miało być takie nowoczesne i wspaniałe, a jest syfiasto, nieludzko brudno i bez życia...
Trzeba mieć mordę! Mordę do
wszystkiego, dla każdego. Jedną mordę trzeba mieć przez telefon, drugą mordę
trzeba mieć w chwili składania aplikacji na stanowisko, którego i tak nie
otrzymasz, bo okazuje się, że ktoś inny miał lepszą mordę. Czy morda to stan
umysłu? Nie, morda to stan istnienia i posiadania odpowiednich umiejętności rozpychania się łokciami, kolanami i
przystawiania pośladków do twarzy przyszłego/niedoszłego szefa.
Historia życia, proszę państwa.
Historia prosto z lewej ręki, bo prawa zajęta jest tworzeniem nowego,
wspaniałego CV. Rynek pracy nie zwalania, morda sama się nie naprawi, nie
uzupełni braków.
A było tak...
Moja morda, niemiłosiernie
przeciętna, zupełnie taka sama jak każdego innego szarego, postanowiła złożyć
aplikację na stanowisko jeszcze bardziej przeciętne i mało opłacalne, no ale,
jak mówi klasyk, z czegoś żyć trzeba. Morda przygotowała dokumenty, wysłała pocztą
elektroniczną. Minęło kilka dni i dzwoni telefon. Po drugiej stronie nienaturalnie uprzejma, ale wciąż oschła i
znieczulona morda zaczyna swoje jęki:
- Halo, czy dodzwoniłam się do [mordy nazwisko]?
- Halo, tak, y, dzień dobry, przepraszam, skąd Pani dzwoni, nie
usłyszałem...
- Halo, czy rozmawiam z [ponownie mojej mordy nazwisko]?
- tak, to ja... - już z lekka poirytowany, bo stoję na przejściu,
samochody wyją jak oszalałe, leje deszcz, ja moknę, zimno. Biegnę właśnie od
dentysty, ślina leci mi po brodzie, znieczulenie mocne jak cholera, a ta męczy
mnie pytaniami o godność, chociaż dawno leży przy krawężniku i liże okruchy
wczorajszego dnia.
- Halo! Proszę odpowiedzieć na moje pytanie, nie mam całego dnia na
takie rozmowy! - syczy morda.
- No halo, słyszę Panią, ale nie wiem skąd Pani dzwoni, po co Pani
dzwoni i w ogóle to mówię od teraz do pani małymi literami, bo ślina mi po
brodzie leci, a tu deszcz pada i cholera kim pani jest?!
- Proszę pana, ta rozmowa do niczego nie prowadzi. Nie jesteśmy
zainteresowani Pana aplikacją - żachnęła się morda po drugiej stronie aparatu
telefonicznego (na pewno najdroższego na rynku)
i rzuciła chyba nim o podłogę, bo huk był jak japierdziele, albo nie, to był huk tramwaju, który z radością dziecka wskakującego do kałuży obryzgał mnie zawartością mini-jeziora tuż przy linii peronu.
i rzuciła chyba nim o podłogę, bo huk był jak japierdziele, albo nie, to był huk tramwaju, który z radością dziecka wskakującego do kałuży obryzgał mnie zawartością mini-jeziora tuż przy linii peronu.
Hurra! Nie mam pracy, nie mam
godności, nie mam mordy i jeszcze ciało moje zwiotczałe marnie mokre. Takie
życie. Mordę to jednak trzeba wypromować, jakoś mówić ładnie i składnie. Co ja
mogłem jak ta morda nawet nie przedstawiła się buraczana panna. Morda po drugiej stronie była asertywna,
konsekwentnie sukowata i podle pozbawiona empatycznych odruchów, albo po prostu
głupia. No, chyba, że mój brak inteligencji nie nadążał za jej rozmachem, to
wtedy jednak głupi ja.
Bycie studentem jest lżejsze, tam
przynajmniej wiesz, że prowadzący zajęcia ma mordę jedną, taką samą przez wszystkie
semestry. Rynek pracy jest okrutny, te mordy są coraz gorsze.
P.s Szukam aktywnych zleceń na
teksty i inne śmieszne stanowiska pracy. Ktoś, coś?
K.
K.
A to zapowiedź kolejnej stylizacji :)
Prześlij komentarz