Kiedy po namowach wielu osób podjęłam wreszcie kilka pierwszych kroków do tego, by prowadzić własnego bloga wyobrażałam sobie, że to będzie czysta przyjemność. Miałam wizję tworzenia własnego wirtualnego świata, w którym znajdę odskocznię od codzienności i ujście dla mojej fantazji, przez którą czasem daję popalić mojej rodzinie. Niestety szybko zeszłam na ziemię bo mimo, że moje starsze dziecko już wyfrunęło z gniazda i za nami są szaleństwa przygotowań ślubno – weselnych, to matura młodszej córki, prowadzenie domu i tabuny gości, które jak nigdy przedtem zaczęły przewijać się przez nasz dom (za co odpowiedzialna jest z kolei fantazja mojego kochanego męża) sprawiły, że nagle przyszedł lipiec a na bloga nie trafił ani jeden nowy wpis. Na swoją obronę powiem, że przez ten czas wymyśliłam i zrealizowałam kilka udanych projektów stylizacyjnych (?), do których nie zaliczam ogolenia sierści mojej kotki - dachowca, chociaż początkowo wydawało się to świetnym udogodnieniem dla kota na letnie upały i sposobem na pozbycie się problemu kłaków w domu. Powiem krótko: to był MIT, który skutecznie obaliłam! Kot wyglądał jak chudy szczuro-pudel i myślałam, że mnie znienawidzi na zawsze. Szczęśliwie nasze stosunki wróciły do normy po kilku miskach karmy „z górnej półki”, którą zaserwowałam jej na przeprosiny.
Pozostałe projekty przedstawiam z dumą!
Kupiłam w sklepie 100 guzików - ostatnie sztuki - i przyszyłam na poduszki takie do żakietów, obszyłam złotą tasiemką i gotowe:
a tak przy białym
jakiś wielkich talentów krawieckich może nie posiadam ale prostą bluzkę oversize dałam radę uszyć - i tak powstały dwie: różowa i zielona:
Prześlij komentarz