A rejuvenating dress

wtorek, 13 sierpnia 2013
data:post.title


Czy macie coś, co jak wkładacie od razu humor się poprawia? Na pewno! Każdy coś takiego ma w szafie, co chętnie zakłada, bo – jak to mówią – dobrze się w tym czuje!  Moja mama miała sukienki tzw. „odmładzające”, najczęściej błękitne, bez których nie ruszała się na wakacje.  I była to naprawdę SUKIENKA ODMŁADZAJĄCA – jak ją wkładała od razu promieniała,  puszczała zalotne spojrzenia i poruszała się z gracją. Tak, tak – ubrania mają taką siłę, a nie każdy to docenia. Mówią, że liczy się wnętrze. Oczywiście, ale jak Cię widzą, tak Cię piszą i to jest  fakt!
Wracając do tych „odmładzających” sukienek,  one się zmieniają ale i tak goszczą w naszej szafie dłużej niż pozostałe. I tak sobie wiszą kilka lat, przede wszystkim  z sentymentu, bo trudno się z nimi rozstać i nic w tym dziwnego.  Jak rozpoznać taką rzecz? Najczęściej jest to coś, co sobie „wymarzymy” i do tego upolujemy (czyli kupimy z rabatem), przynajmniej ja tak mam.
Obecnie taką wymyśloną i upolowaną rzeczą w mojej szafie jest rozkloszowana  spódnica w fałdy. Od razu stała się moją „odmładzającą” spódnicą. Może niekoniecznie tak jest, że dosłownie odmładza, ale ja czuję się w niej wyśmienicie! Tak, jak moja mama w błękitnej sukience! Pasuje zarówno do balerinek, do butów na koturnie jak i do szpilek. A nawet do szpilek i skarpetek – tak, jak to dzisiaj zestawiłam. Do tego „moje dzieło” – bluzka, którą sama uszyłam i świat jest piękny! Tak niewiele potrzeba do szczęścia, spróbujcie same! :-)









moja ukochana spódnica - Sesst,  buty -Venezia,  a torebka - Gino Rossi

Prześlij komentarz