Czy macie coś, co jak wkładacie od razu humor się poprawia? Na pewno!
Każdy coś takiego ma w szafie, co chętnie zakłada, bo – jak to mówią – dobrze się
w tym czuje! Moja mama miała sukienki
tzw. „odmładzające”, najczęściej błękitne, bez których nie ruszała się na
wakacje. I była to naprawdę SUKIENKA
ODMŁADZAJĄCA – jak ją wkładała od razu promieniała, puszczała zalotne spojrzenia i poruszała się
z gracją. Tak, tak – ubrania mają taką siłę, a nie każdy to docenia. Mówią, że
liczy się wnętrze. Oczywiście, ale jak Cię widzą, tak Cię piszą i to jest fakt!
Wracając do tych „odmładzających” sukienek, one się zmieniają ale i tak goszczą w naszej
szafie dłużej niż pozostałe. I tak sobie wiszą kilka lat, przede wszystkim z sentymentu, bo trudno się z nimi rozstać i
nic w tym dziwnego. Jak rozpoznać taką
rzecz? Najczęściej jest to coś, co sobie „wymarzymy” i do tego upolujemy (czyli
kupimy z rabatem), przynajmniej ja tak mam.
Obecnie taką wymyśloną i upolowaną rzeczą w mojej szafie jest rozkloszowana
spódnica w fałdy. Od razu stała się moją
„odmładzającą” spódnicą. Może niekoniecznie tak jest, że dosłownie odmładza,
ale ja czuję się w niej wyśmienicie! Tak, jak moja mama w błękitnej sukience!
Pasuje zarówno do balerinek, do butów na koturnie jak i do szpilek. A nawet do
szpilek i skarpetek – tak, jak to dzisiaj zestawiłam. Do tego „moje dzieło” –
bluzka, którą sama uszyłam i świat jest piękny! Tak niewiele potrzeba do
szczęścia, spróbujcie same! :-)
moja ukochana spódnica - Sesst, buty -Venezia, a torebka - Gino Rossi
Prześlij komentarz